Józef i Józefina wiedzieli, że każda – nawet najmniejsza – pomoc udzielona Żydom może sprowadzić śmierć na całą rodzinę. Nie bez lęku pomagali prześladowanym przetrwać wojnę. Przygotowali skrytkę w stodole, która miała być bezpiecznym miejscem dla kilku Żydów, pochodzących prawdopodobnie z pobliskiego Stanisławowa. Niestety losy rodziny Gmoch potoczyły się tragicznie. Któregoś dnia, gdy Niemcy przyszli do ich gospodarstwa, jedna kobieta spośród ukrywających się Żydów, wyszła na podwórko. Żandarmi od razu dotarli do kryjówki, wyprowadzili wszystkich, kazali wykopać im dół za stodołą i tam ich zamordowali.
Widząc, co się dzieje, Jan – syn Gmochów – próbował uciekać. Niemcy zastrzelili go, gdy tylko zobaczyli, że biegnie w stronę lasu. Gmochowie zostali aresztowani i przewiezieni na posterunek w Radzyminie. Tam zostali zamordowani wraz z innymi ludźmi.
Łunę płonącego gospodarstwa widziało wielu okolicznych sąsiadów. Po tej tragedii Niemcy przez kilka dni nie pozwolili pochować zwęglonych zwłok, miała to być przestroga dla sąsiadów, gdyż roztoczańskie jary kryły wiele rodzin żydowskich (RFWA, List od Zofii Kuźnickiej).
Bibliografia: