Stanisław Bielecki przyjmował przychodzących przez okoliczne lasy Żydów. Jego rodzina opiekowała się nimi. Na terenie gospodarstwa, w budynku niedaleko domu, podawali im posiłki oraz zaopatrywali w odzież i lekarstwa. „Żydów najmniej przychodziło pięć, a nawet piętnastu i dwudziestu na obiad, na śniadanie, na kolację” (RFWA, Bielecki, nagranie audio sygn. 405_0789 i 405_0790, relacja Feliksa Bieleckiego [brat Stanisława], z dn. 19.09.2013 r.).
Dnia 4 listopada 1942 r. Żydzi nie pojawili się na śniadaniu. Niedługo potem przyjechali Niemcy – żandarmi z Parczewa. Wyprowadzili Stanisława i Józefę przed dom i zastrzelili ich za pomoc udzielaną osobom pochodzenia żydowskiego. Pozostali członkowie rodziny również mieli zginąć. Katarzyna Bielecka i jej córka zostały pobite kolbami karabinów. Po usilnych prośbach Feliksa Bieleckiego – i ze względu na to, że nie znaleźli Żydów oraz broni – Niemcy odstąpili od zamiaru rozstrzelania pozostałych osób.
Wydarzenia te były wynikiem donosu. Okazało się, że rodzina Bieleckich była obserwowana przez Jana Olesiuka z Bednarzówki i nieznajomego parobka, który miał ich zadenuncjować.
Bibliografia: