Być może nigdy nie wyszłoby to na jaw, gdyby nie pewne wydarzenie. Wczesnym rankiem do domu sąsiada Barczuków – Łozy – przyjechali Niemcy, aby go aresztować. Niemiec, wyprowadzając Łozę będącego jeszcze w bieliźnie, zahaczył karabinem o framugę, a ten szybko wykorzystał moment i zaczął uciekać. Pobiegł w kierunku podwórka Barczuka, gdzie znalazł schronienie. Niemcy zaczęli ścigać Łozę, powstało duże zamieszanie. Żydzi ukrywający się w stodole zapewne zaczęli zbierać się do ucieczki, przez co zwrócili na siebie uwagę. Niemcy wrzucili tam granat, w wyniku czego wybuchł pożar. Rodzina zdołała uciec tylną bramą, od strony pól i ukryć się w rowie melioracyjnym. Dzięki temu przeżyli.
Wydało się, że Piotr Barczuk ukrywał Żydów, za co został rozstrzelany na własnym podwórku. Zginął także jego szwagier Władysław Piłat. Znajdował się w pobliżu, więc Niemcy zabrali go do lasu i tam zamordowali. Po wojnie okazało się że oprócz Barczuków nikt nie wiedział o Żydach – sąsiadki dziwiły się i pytały się żony Piotra, Leokadii „a dlaczego ty Leonka taki duży garnek zupy gotujesz?”. Władysław Piłat zginął mimo, że nie wiedział o ukrywanych Żydach, poniósł śmierć za dobre serce Piotra Barczuka. Nikt więcej nie był represjonowany.
Bibliografia: