Franciszek Andrzejczyk (ur. 1891 r.) razem z żoną Stanisławą (posługiwała się imieniem Aleksandra) już wcześniej przygarnęli jednego chłopca. Tak wspomina ich syn, Henryk: „ (…) latem 1942 r. pojawił się u nas syn olejarza z Czyżewa liczący około 16 lat. Ojciec mój oświadczył wszystkim nam, że ten Żyd będzie u nas ukrywał się” (IPN BU 392/844). Chłopiec pomagał Andrzejczykom paść krowy.
Sytuacja zmieniła się jesienią 1942 r. Henryk relacjonuje: „wywieźli żandarmi niemieccy wszystkich Żydów z Czyżewa, likwidując getto. Wtedy do nas przyszło wielu innych Żydów w dwóch grupach, czternaście osób i trzech mężczyzn. Były młode kobiety i kilkoro dzieci. Pamiętam nazwiska mężczyzn: Szczupakiewicz, Węgorz oraz imię Moniek” (IPN BU 392/844). Jego brat Edward zapamiętał, że ojciec znał wszystkich jeszcze z czasów przedwojennych: „Chyba z przyjaźni dał się przekonać, aby ich przechować wraz z rodzinami. My jako dzieci, też wyraziliśmy zgodę na przechowywanie Żydów, chociaż mieliśmy w związku z tym bardzo wiele pracy a żadnej korzyści, bo Żydzi nie mieli zupełnie pieniędzy” (IPN BU 392/844).
Decyzja o przyjęciu do domu tak dużej grupy osób z pewnością nie była łatwa. Franciszek i Stanisława mieli przecież pięcioro dzieci: Edwarda (ur. 1918 r.), Irenę, Henryka (ur. 1923), Eugenię (ur. 1924 r.) i Jadwigę (ur. 1927 r.). Franciszek rozbudowywał wówczas gospodarstwo, więc piasek pochodzący z przygotowanych kryjówek nie wzbudzał podejrzeń: „Żydom tym przygotowaliśmy kryjówki pod podłogą w domu. Wchodziło się do tego obszernego podziemnego pomieszczenia przez otwór w pokoju. Tam była szeroka deska zasłaniająca wejście przykrywana dywanikiem/chodnikiem/” (IPN BU 392/844). Druga kryjówka znajdowała się w wolnostojącej piwnicy w pobliżu domu. Tam ukrywali się trzej mężczyźni.
W ciągu dnia nikt nie wychodził na zewnątrz, dopiero wieczorami Żydzi opuszczali kryjówki. Jedzenie Andrzejczykowie przynosili im na zmianę. Dzielili się tym, co sami codziennie jedli. W ten sposób wszyscy bezpiecznie przetrwali zimę
Jednak Niemcy dowiedzieli się, że rodzina Franciszka ukrywa Żydów. Henryk dobrze pamięta dzień, kiedy przyjechali: „o świcie 20 marca 1943 r. pojawiło się u nas 4 żandarmów z posterunku z Czyżewie. Przyjechali oni bryczką. Nazywali się: Karwat, Olscha, Ciepierzyński oraz Krakowiak. Dwóch z nich weszło do mieszkania: Karwat i Olscha” (IPN BU 392/844). Zapytali Franciszka o Żydów. Nie przyznał się do ukrywania kogokolwiek. Niemcy nie uwierzyli mu i poprowadzili go w stronę stodoły. Edward i Eugenia natychmiast uciekli do lasu. Jadwiga z matką ukryły się na strychu, a Henryk pozostał na terenie gospodarstwa i obserwował zajście.
Niemcy obeszli gospodarstwo i doszli do piwnicy, w której ukrywali się Żydzi: „Jeden z żandarmów postukał nogą w podłogę i gdy wydała głuchy, odgłos rąbał siekierą, przebijając na wylot otwór. Spostrzegł Żydów i kazał im wychodzić. Najpierw żandarmi zamordowali ojca” (IPN BU 392/844). Andrzejczyka Ciepierzyński zastrzelił przy wejściu do piwnicy, w której ukrywali się Żydzi. Wyprowadzono też ukrywających się mężczyzn: Węgorza, Szczupakiewicza i Muńka, których zamordowano. Niemcy wrócili do domu, tam odkryli, że pod podłogą mieszkania znajdują się kolejne osoby. Wszystkich wyprowadzili na zewnątrz, związali i wywieźli furmankami. Henryk wspomina, że „furmani mówili, iż żandarmi polecili im jechać do Szulborza i tam Żydów rozstrzelali” (IPN BU 392/844).
Następnego dnia trzech żandarmów wróciło z jednym z Żydów ukrywających się u Andrzejczyków. Prawdopodobnie obiecał, że wskaże miejsce, gdzie ukryty jest majątek i w ten sposób uniknie śmierci. W czasie rewizji nie znaleziono wystarczającej ilości obiecanych pieniędzy. Rozzłościło to Niemców, którzy dotkliwie pobili Edwarda, w następstwie czego stracił wzrok w jednym oku.
Bibliografia: